Kiedy się włączyć, a kiedy wyłączyć?

Artykuł i scenariusz lekcji. Autorka: Anna Krzyżanowska

Powiedzmy to jasno i dosadnie. Dzieciństwo naszych dzieci i tych, którymi się opiekujemy i edukujemy na co dzień, nie będzie takie jak nasze.

Niewiele wnoszą utyskiwania dorosłych nad czasem spędzonym przez dzieci w zdigitalizowanym świecie, ocenianym jako bezowocna strata czasu, oraz afirmacja okresu własnego dzieciństwa spędzanego nad rzeką, na łąkach czy trzepaku na osiedlowym podwórku. Spory nad jakością dzieciństwa, któremu towarzyszą multimedia (wiązane z ryzykiem otyłości, negatywnym wpływem na psychikę czy rozwój mowy oraz kompetencje społeczne dzieci XXI wieku) również nie prowadzą do oczywistych i jednoznacznych rozwiązań. Co więcej – pogłębiona autorefleksja nad zagadnieniem prowadzi nierzadko do poczucia winy nas samych. W końcu to my, dorośli serwujemy noworodkom nagrania „białego szumu” na YouTube, by łatwiej zasypiały i spały dłużej, dumnie prezentujemy rodzinie swoje dziecko (w wieku niemowlęcym) przeglądające zdjęcia na naszym smartfonie sprawnym ruchem palca (choć nie potrafi się jeszcze nim posłużyć w czasie jedzenia). Pozwalamy dzieciom oglądać bajki, by udało się je w tym czasie bezwiednie nakarmić czymkolwiek, a wreszcie obdarowujemy tabletem na czas jazdy samochodem, moment gotowania posiłku czy chęci własnego odpoczynku, do którego przecież mamy prawo.

A więc to wszystko nasza „wina”? Chwileczkę, czy możemy jeszcze zrestartować system?

Walka z zabawkami cyfrowymi, multimediami i zasobami internetu w rękach dzieci wydaje się być walką z wiatrakami. Jest nie tylko stratą czasu i źródłem obustronnej frustracji, ale może być zgubna dla ich przyszłości, bo przyszłość dzieci jak i teraźniejszość będzie w znacznej mierze cyfrowa!

Czas się z tym pogodzić.

Co nie oznacza, że bezkrytycznie, biernie i z założonymi rękami mamy przyjmować ten stan rzeczy i utwierdzać się w przekonaniu, że pełnię rozwoju intelektualnego i społecznego w XXI wieku dzieci mogą nabywać w trybie online. Mamy, jako rodzice i edukatorzy, do wykonania niebagatelne zadanie – nauczyć dzieci funkcjonować w wielowymiarowej rzeczywistości, tworzyć, współpracować i utrzymać radość życia, wspierając je w poszukiwaniu ich miejsca w relacjach z innymi ludźmi, światem kultury i natury. To trudne, bo model dzieciństwa ulega dynamicznym przeobrażeniom, a to my, dorośli, nie umiemy się w tej rzeczywistości odnaleźć, więc tym bardziej nie wiemy, jak poprowadzić przez nią swoje dzieci. Doskonale opisuje to zjawisko amerykański badacz Jordan Shapiro, dzieląc się spostrzeżeniami i wskazówkami dla rodziców w książce „Nowe cyfrowe dzieciństwo”. Radzi, by unikać zero-jedynkowego podziału na to, co cyfrowe/analogowe, na rzecz uczenia dzieci korzystania z nowych modeli zabawy w XXI wieku. Zabawa, bez względu na jej formę, nie jest bowiem sprawą błahą – to dziecięcy odpowiednik pracy. Co więcej, nowoczesne zabawki zaprojektowano tak, by uwzględniały nowe drogi interakcji ze światem, co oznacza, że w cyfrowej piaskownicy dzieci przygotowują się do funkcjonowania w usieciowionym świecie.

Shapiro dostrzega źródło naszego „technofobicznego lęku”. Kieruje nami troska o dzieci, a ich przyszłość (nieznana i na wskroś nieprzewidywalna), spotęgowana na dodatek kwestią klimatu, może przerażać. Stąd nostalgiczne założenie stanowiące o przewadze jakości własnego dzieciństwa (kiedy byliśmy „off” – analogowi, w kontakcie z naturą) nad tym, opartym na bezustannym „on” (włączeniu i funkcjonowaniu cyfrowym).  Tymczasem historia świata to historia zmieniających się pokoleń i powiązanych z nimi technologii – one zawsze zmieniały naturę rodzicielstwa, zatem i sposób wychowania i edukowania. Wychodzi więc na to, że nie mamy wyjścia - szukamy nowych sposobów, kompromisów między „dawniej i dziś”, miedzy „off i on”. Także w edukacji. Już od przedszkola.   Wydaje się trafnym przyjęcie założenia, że zadaniem dorosłych jest kreowanie dzieciom takiej przestrzeni rozwoju, w której to, co realne i wirtualne dawkowane jest w sposób zbalansowany. Refleksją nad wyzwaniami i odpowiedzialnością środowiska rodzinnego i edukacyjnego w tym obszarze, w kontekście kompetencji przyszłości  podzieliłam się w artykule Efektywna edukacja. W poszukiwaniu balansu między technologią, kulturą i naturą” do lektury którego serdecznie zapraszam (s. 206-226). Prezentuję w nim pogląd na temat potencjału projektowania sytuacji edukacyjnych z wykorzystaniem wszelkich środowisk rozwoju (także technologicznych), z uwzględnieniem znaczenia programu eTwinning w edukacji, już od etapu przedszkolnego. Bliska mojemu pedagogicznemu sercu edukacja skoncentrowana na działaniu, oparta na niekonwencjonalnych doświadczeniach dziecka,  pozbawionych granic geograficznych, tożsama jest z przekonaniami cytowanych przeze mnie w artykule Larsa Owe Dahlgrena i Andersa Szczepanskiego. W swojej publikacji Outdoor education. Literary education and sensory experience piszą o edukacji w dzisiejszych czasach, wskazując, że „w sposób bezprecedensowy umożliwia uczniom na całym świecie wykorzystywanie technologii informacyjno-komunikacyjnych do wymiany zdobytych informacji, pomysłów, zapewniając im niezależne od położenia geograficznego możliwości nabywania wiedzy i informacji, dla zrównoważonego sposobu życia na naszej planecie”.

To marnotrawstwo nie korzystać z tego potencjału!

Czas edukacji przedszkolnej, dzięki refleksyjnym działaniom nauczycieli może stanowić podstawę do budowania świadomych relacji dzieci z otoczeniem i dokonywania przez nie codziennych wyborów własnych aktywności. Myli się ten, kto uważa, że kilkuletnie dziecko nie dysponuje kompetencjami intelektualnymi w tym zakresie. Kluczowa wydaje się raczej kwestia zapewniania dzieciom przestrzeni do partycypacji – wyrażania swoich potrzeb, podejmowania prostych decyzji, stanowienia o sobie w adekwatnym do wieku zakresie. Warto sobie uświadomić, że to my, dorośli, stanowimy najczęściej barierę samodzielności dzieci w tym obszarze. To właśnie nasze chęci, przekonania, potrzeby i dyspozycja czasowa decydują o tym, na ile dziecko ma możliwość dokonywania wyboru na co dzień. Bo jeśli nie pozwalamy mu decydować o niczym, co je dotyczy, jak ma nauczyć się mądrze wybierać, na przykład pomiędzy dwoma pociągającymi je formami zabawy? Także tymi z kategorii „on” i „off”. Paradoksalnie, nauczyciel przedszkola (z założenia mający dla dziecka czas i chęci działania), nie musi, a wręcz nie powinien być cieniem dziecka w zabawie – takim helikopterowym rodzicem w wersji „edu”! Im więcej przestrzeni i czasu pobytu dziecka w przedszkolu poświęcimy na niedyrektywny charakter aktywności (którą z pozycji dorosłego obserwujemy lub w której uczestniczymy, podążając za dzieckiem, a nie bombardując je swoimi inicjatywami i pomysłami) – tym większą dostrzegamy pomysłowość ze strony dziecka, ciekawość i pragnienie eksploracji świata.

Ono, mając  przed sobą perspektywę nieskrępowanej przygody i eksploracji terenu, naprawdę bez wahania wybierze opcję „offline". Co więcej, nie będzie potrzebowało do niej kompletnie żadnych narzędzi (ani analogowych łopatek ani cyfrowych gadżetów) – wystarczy mu to, co znajdzie dookoła. Będzie próbowało wspinać się na drzewa, zbiegać z górki (najlepiej boso), zbuduje ognisko z patyków, wykopie wejście do kretowiska, a na koniec przyniesie nam na dłoni znalezioną w ziemi dżdżownicę albo bryłę lodu w kieszeni „na potem”. Że to obrzydliwe i „fuj”? Że ubrudzi ręce i kolana? Że upadnie? To na wskroś niebezpieczne? To oczywiste – bezpieczniej zostać w domu, tyle że obwarowanym zestawem zasad z dziedziny nie biegać wokoło stołu, nie skakać po kanapie i nie bałaganić. A najlepiej – usiąść cichutko, nie hałasować, nie przeszkadzać. Tylko milimetry, czy jak kto woli - minuty dzielą wówczas dziecko od włączenia trybu medialnego. Bo gdy nie ma alternatywy, a świat online jest nieodłącznym elementem codzienności (czasem jedynym pozbawionym kontroli), nie dziwmy się, że w sytuacji jego braku mamy do czynienia z Wielką Nudą, marudzeniem, nieadekwatnymi reakcjami emocjonalnymi i frustracją dwóch pokoleń! Podobnych wyborów dokonujemy codziennie w przedszkolu – analogicznie lepiej zostać w sali zajęć, a najlepiej osadzić dzieci przy stolikach nad stertą kart pracy, dzięki której są doskonale wyedukowane (mam nadzieję, że zauważacie ironię). To „lepsze” rozwiązanie, szczególnie gdy mnożą się sterty wewnętrznych wymówek – bo na niebie dostrzegamy chmury, czyli zanosi się na deszcz; bo wieje wiatr; bo zimno; bo mgła; bo szron; bo mokro; bo za gorąco; a wreszcie – bo dziecko nie ma właściwych ubrań, albo ma, ale je ubrudzi albo co najgorsze - upadnie

.  

Tymczasem to od postawy nauczyciela i jego autentyczności zależy jaką dzieci podążą dzieci, a za nimi rodzice. To on stawia odważniki na wadze rzutującej na proces poznawania świata przez najmłodszych i szuka rozsądnego balansu: siedzimy czy wychodzimy (indoor czy outdoor), kompetencje akademickie czy miękkie, uczenie w działaniu czy w 210 kartach pracy – w skrócie – przechowalnia, czy środowisko rozwoju?   Pozwolę sobie odwołać się do własnego doświadczenia zawodowego. Obecny rok szkolny to mój osiemnasty (!) rok w przedszkolu – nie licząc okresu własnej edukacji na tym etapie (notabene w tej samej placówce). Bagaż metodyczny wyniesiony ze studiów pedagogicznych i własne przekonania co do organizacji procesu kształcenia i wychowania ewaluowały stopniowo, często będąc efektem autorefleksji nad stertą moich „prób i błędów”. Program eTwinning potrafi wprowadzić nauczyciela w stan permanentnej autorefleksji, poszukiwania inspiracji i rozwiązań – dzięki formom doskonalenia zawodowego oraz obserwacji stylu pracy partnerów w toku realizowanych projektów. Moje 14 lat w eTwinning (wow!) na 18 lat w zawodzie musiało więc skutkować zmianą filozofii kształcenia z „wszechwiedzącego dorosłego” ku „towarzyszeniu dziecku”. Mam za sobą zachwyt współpracą w projektach (czasem,  z mojej winy nie mających nic wspólnego z metodą projektów edukacyjnych) oraz totalne zakręcenie na technologie i multimedia. Tak, eTwinning prowokuje do zachłyśnięcia się technologią, otwiera oczy  na cyfrowe możliwości w edukacji XXI – sprzęty, narzędzia, aplikacje. Tak bardzo można się nimi zachwycić, że niezauważenie sami przełączamy przedszkole na tryb „on”, opierając na tej drodze poznania materiał dydaktyczny i metodykę. A przecież eTwinning wcale nie mówi, że tak to ma wyglądać – przeciwnie, rekomenduje wykorzystanie narzędzi do realizacji naszych celów, jednak one nie mają stanowić celu samego w sobie!

 

Tym bardziej w przedszkolu – w którym, na dywanie spogląda na nas grupa dzieci, które mają prawo do poznawania świata w jego każdym wymiarze. Potrzebują dotknąć - aby rozumieć, przeżyć – by zapamiętać. Jakże często jedyną szansą w ciągu dnia na doświadczenie świata „na żywo” w naturze mają właściwie w naszym towarzystwie, bo po wyjściu z przedszkola towarzyszą rodzicom w sklepie, a potem (z czysto organizacyjnych względów i dla komfortu psychicznego domowników) siedzą sobie cichutko na domowej kanapie w trybie „on”.     W grupie Pszczół, której jestem wychowawczynią, wraz z koleżanką współorganizującą kształcenie, kładziemy duży nacisk na kontakt dzieci ze światem natury i kultury, włączając w ten proces czynnik technologiczny i aspekt przeżywania. Niektóre z działań są powiązane z realizacją międzynarodowych projektów eTwinning, takich jak:

W scenariuszu zajęć przeznaczonym dla dzieci na etapie wychowania przedszkolnego dzielimy się wypracowanymi rozwiązaniami i propozycjami zabaw łączących eksplorację z technologią, działającymi na rzecz wspierania postawy badawczej dziecka w zgodzie z jego naturalnym rozwojem. Proponujemy zastosowanie mikroskopu w toku obserwacji natury i przedmiotów codziennego użytku, częste wykorzystywanie aparatu fotograficznego lub jego analogowej wersji w postaci kartonu z wyciętym okienkiem do „fotografowania” otoczenia. Z pomocą technologii, dostępnej chociażby w smartfonie chowanym w kieszeni, możemy poznawać gatunki roślin napotkanych w czasie spaceru lub gatunki ptaków, ćwierkających do nas w przedszkolnym ogrodzie. Osobiście cenię sobie dwie (bezpłatne) aplikacje tego rodzaju, dostępne na urządzenia mobilne – PlantNet i Bird NET, których funkcjonowanie wyjaśniam w scenariuszu.   Nieodzownym wsparciem naszych działań edukacyjnych mogą być także teksty kultury - piosenki, wiersze i opowiadania. Scenariusz dla dzieci prezentuje zatem mój autorski wiersz pt. „Wyłącz, włącz.”, odniesienie do piosenki ZoZi Świat realny jest genialny czy opowiadania Elisendy Roci „On-Off” ilustrowanego przez Chistinę Losantos. Warto mieć na uwadze, że wykorzystując technologie w eksploracji najbliższego otoczenia wskazujemy dzieciom perspektywę ich zastosowania w odkrywaniu tajemnic świata (czytaj: w zdobywaniu wiedzy). Możemy im podarować także inne, bezcenne doświadczenie – znaczące dla ich poczucia sprawstwa oraz gotowości do ustawicznego uczenia się w przyszłości! Mam na myśli te chwile, gdy pozwalamy im dostrzec, że my dorośli (nauczyciele również!) nie wiemy wszystkiego, a są sprawy, na których nie znamy się wystarczająco dobrze, więc wciąż poznajemy i uczymy się czegoś nowego. W tym poznawaniu technologie mogą okazać się czynnikiem wspierającym, a internet stanowić powszechnie dostępne źródło informacji. Na dosłownie każdy temat. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.

O ile mamy w sobie lęk niewiedzy, stresujemy się faktem, że czegoś nie wiemy i trudno nam się do tego przyznać przed dziećmi (całkiem niesłusznie zresztą), istnieją aplikacje, które mogą nasze obawy nieco zniwelować. W końcu człowiek nie musi być chodzącą encyklopedią i od tego ma dostęp do technologii, by ją w razie potrzeby uruchamiać. To dokładnie to, czego potrzebują doświadczyć najmłodsi – twórczego wykorzystania zasobów sieciowych, także do celów poznawczych. Pamiętajmy przede wszystkim, że dziecko, by poznać, potrzebuje wielozmysłowo eksplorować obiekt czy zjawisko. Nie wystarczy oprzeć się na percepcji wzrokowej przedmiotu oraz manipulowania nim na ekranie tabletu, komputera czy tablicy interaktywnej. To atrakcyjna, ale zgubna droga, jeśli jest jedyną! Nawet najnowocześniejsze „zabawki” XXI wieku o potencjale zastosowania w edukacji musimy czasem „wyłączyć”, by włączyć sensoryczny aspekt poznania – dotyk, zapach, smak i emocje płynące z relacji i wspólnego odkrywania, dzięki którym dziecko zapamięta to doświadczenie na długo. A nawet, gdy czasem o nim zapomni – ono będzie w jego sercu. Wówczas, postawione przed alternatywą „on”/„off” w konkretnej sytuacji, będzie wiedziało, czego chce i czego potrzebuje. I co ma zrobić. Zapraszam do zapoznania się z opracowaniem, będącym niejako zestawem aktywności, które mogą pomóc w budowaniu tych alternatywnych lub kompromisowych rozwiązań!  

Zachęcamy do skorzystania ze scenariusza lekcji»

Autorka: Anna Krzyżanowska Ambasadorka i trenerka eTwinning w województwie śląskim Nauczycielka wychowania przedszkolnego i surdopedagog pracująca w Przedszkolu z Oddziałami Specjalnymi i z Oddziałami Integracyjnymi nr 48 w Zabrzu. W swojej pracy z dziećmi wykorzystuje koncepcję uczenia się poprzez działanie, w bliskim kontakcie z naturą, kulturą i zbalansowanym (a zarazem twórczym) podejściem do możliwości świata cyfrowego. Związana z Programem eTwinning od 2006 roku. Wraz ze swoimi podopiecznymi realizowała liczne projekty o tematyce międzykulturowej, przyrodniczej i językowej, uznane za przykład dobrej praktyki i nagrodzone w ogólnopolskich i europejskich konkursach eTwinning. Konsultant Regionalnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli i Informacji Pedagogicznej „WOM” w Rybniku, specjalizująca się w obszarze edukacji przedszkolnej oraz wykorzystywaniu technologii w edukacji, w ramach działalności Pracowni Doskonalenia i Dydaktyki.